Morsy w Norwegii niemalże wymarły. Teraz gatunek odradza się dzięki zakazowi polowań.
Choć może się to wydawać dziwne, morsy żyły pierwotnie w tropikach. Stopniowo zasięg ich występowania przesuwał się coraz bardziej na północ, aż do północnych obrzeży Pacyfiku i Atlantyku. Ich duża populacja zamieszkiwała norweski archipelag Svalbard, gdzie spotykają się ciepłe i chłodne prądy oceaniczne.
W ciągu kilku milionów lat morsy przystosowały się do swoich mroźnych środowisk. Wyposażone przez Naturę w długie kły, stanowiące obronę przed niedźwiedziami polarnymi, oraz twardą, pokrytą szczeciną skórę, pod którą znajduje się gruba na kilkanaście centymetrów warstwa izolującego tłuszczu, radzą sobie świetnie w takich warunkach. Żywią się głównie małżami, które lokalizują za pomocą swoich wrażliwych wąsów, po czym rozbijają muszle płetwami i zjadają zawartość. Niekiedy zdarza się, że polują na foki i ssaki morskie, z którymi nie są blisko spokrewnione.
Morsy to ostatni istniejący gatunek z rodziny Odobenidae (z greki: „te, które chodzą z zębami”). Do roku 1952 morsy ze Svalbardu niemal zniknęły, po ponad 300 latach polowań dla ich kłów podobnych do kości słoniowej. Na szczęście rząd norweski zakazał komercyjnych polowań na te zagrożone wyginięciem stworzenia i zaczęły się one odradzać. W 2006 r. na Svalbardzie było już 2629 morsów. Najnowsze badanie, z 2018 r., wykazało, że liczba ta wzrosła do 5503 sztuk. Dziś nierzadki jest już widok stad tych zwierząt wygrzewających się na słońcu na swalbardzkim wybrzeżu.