Dzieło Anonima zwanego Gallem dostarcza ważnych informacji o polskiej wojskowości okresu wczesnopiastowskiego, a także o sposobach wojowania ludów, z którymi władcy piastowscy prowadzili walki. Znajdziemy w nim też nieco odwołań do zwyczajów wojennych. Choć ich repertuar nie jest zbyt obszerny, są wśród odnotowanych przez Galla przypadków i takie, dla których trudno znaleźć analogię. Mamy zarazem do czynienia z relacjami, w których zwyczaj pozostaje na usługach taktyki – a więc określone zachowanie, zgodne z przyjętymi zasadami prowadzenia wojny, służy osiągnięciu konkretnego celu militarnego.

 

Opisy wojen zajmują w kronice wiele miejsca; co nie dziwi, skoro celem Galla było przedstawienie dokonań polskich władców. Charakter walk daje się z grubsza ująć w dwie grupy. W pierwszej księdze wojny polskich książąt i królów, panujących przed Władysławem Hermanem, opowiedziane są na ogół skrótowo i dość ogólnikowo. Natomiast w księdze drugiej, a jeszcze bardziej w trzeciej, opisy Galla nabierają głębi, rozmachu, zaczynają obfitować w szczegóły i to takie, które pozwalają uznać, iż kronikarz zaczerpnął je z opowieści uczestników wydarzeń bądź co najmniej od osób dobrze poinformowanych. Wartość tych relacji, z punktu widzenia historyka, jest jednak różna. Niektóre mają niewątpliwie walor jedynie literacki, ponieważ opis jest najwyraźniej konwencjonalny i retoryczny. Nie sposób na ich podstawie wnioskować o rzeczywistym przebiegu wydarzeń czy o zastosowanej taktyce. Inne relacje przeciwnie – stanowią zapewne rzetelny zapis tego, co się wydarzyło; na tyle, oczywiście, na ile Gall był w stanie pozyskać dokładne informacje od osób nimi dysponujących. Co ciekawe, wśród opisów retorycznych można umieścić przede wszystkim relacje z oblężeń i obrony grodów, oraz z niektórych większych bitew. Znacznie ciekawsze i rzetelniejsze są natomiast opisy szybkich rajdów prowadzonych przez Bolesława Krzywoustego i związanych z nimi potyczek.

Kronika Galla obejmuje okres ponad dwóch wieków, od legendarnych przodków Mieszka I po rok 1113. Jednak z punktu widzenia dociekań dotyczących taktyki i zwyczajów wojennych największą wartość mają księgi druga i trzecia, opisujące lata 1086-1113, z tym że najbardziej przydatna księga trzecia obejmuje zaledwie cztery lata: 1109-1113.

Wojskowość wczesnopiastowska ma bogatą literaturę. Obfitość opracowań nie oznacza jednak, że wszystkie kwestie zostały wystarczająco dobrze naświetlone. Większość autorów zajmuje się przede wszystkim zagadnieniami związanymi z taktyką walki. Żaden nie poświęca większej uwagi zwyczajom wojennym. Stąd też podstawę do ich poznania stanowić musi sama kronika Anonima zw. Gallem.

Miejsc, gdzie Gall opisuje zdarzenia, które można zakwalifikować jako przejaw jakiegoś zwyczaju związanego z prowadzeniem wojny, nie jest wiele. Można tu wyróżnić trzy grupy: zwyczaje wynikające z zasad prowadzenia wojny (branie zakładników jako rękojmi rozejmu itp.), zachowania „rytualne” (takie jak obrzucanie się obelgami przed bitwą) oraz rabunki będące zwyczajową przyczyną wielu najazdów lub naturalnym skutkiem zwycięskiej wojny.

Zakładnicy zwyczaju

Zwyczaj dawania zakładników, gwarantujących zawieszenie broni, występuje u Galla kilkakrotnie. Najbardziej znanym przypadkiem jest oczywiście wydanie przez obrońców Głogowa zakładników cesarzowi Henrykowi V, podczas najazdu w 1109 r. Kronikarz nie podaje liczby zakładników, twierdzi natomiast, że był wśród nich syn kasztelana. Ich wydanie było warunkiem zawarcia rozejmu na pięć dni, podczas którego mieszczanie mieli uzyskać odpowiedź od księcia Bolesława III Krzywoustego, czy zgadza się na zawarcie pokoju. Bez względu na decyzję polskiego władcy, zakładnicy mieli wrócić do domu.

Podobna sytuacja wydarzyła się podczas oblegania przez wojsko Bolesława Krzywoustego grodu Pomorzan, Nakła. Po stosunkowo długotrwałym, bezskutecznym oblężeniu Bolesław zgodził się na propozycję rokowań. W ich wyniku odstąpił od oblężenia, w zamian za zakładnika – którym był, nieznany z imienia, pierworodny syn władcy Nakła, Świętopełka – oraz wysoki okup.

Choć zwyczaj brania zakładników był rozpowszechniony, nie zawsze podczas zawierania zawieszenia broni w trakcie oblężenia z niego korzystano. Gall wspomina o przypadku zawarcia rozejmu nie w celu doprowadzenia do pokoju, lecz po to, by obrońcy grodu mogli poczekać na odsiecz. Działo się to również podczas jednego z oblężeń Nakła. Bolesław zgodził się na zawieszenie broni na określony termin (Gall nie podaje, na jak długo), po którym, w przypadku nie przybycia pomocy dla oblężonych, mieli oni poddać miasto. Nie nastąpiło przy tym wydanie zakładników.

Ciekawy wypadek zaszedł – według Galla – podczas oblężenia Wielenia nad Notecią. Poddającym się obrońcom grodu Bolesław Krzywousty zagwarantował możliwość bezpiecznego wyjścia, przekazując im w dowód rękojmi własną rękawicę. Nie ma powodu, by nie wierzyć Gallowi, iż takie wydarzenie rzeczywiście miało miejsce, choć zwyczaj ten nie jest znany.

Nie był to jedyny wypadek, kiedy książę Bolesław III udzielił obrońcom grodu gwarancji zachowania życia. Tak stało się w roku 1113, po zdobyciu Wyszogrodu, oraz w tym samy roku – po zdobyciu Nakła. W obu przypadkach Gall nie mówi nic o żadnych, związanych z układami, zwyczajach.

Słowa na wiatr

Osobno warto się zająć kwestią nierespektowania zwyczajów wojennych. Również tutaj najbardziej znanym przykładem, spośród wszystkich opisanych przez Galla, jest złamanie przez cesarza Henryka V warunków rozejmu z głogowianami, w roku 1109. Cesarz odmówił zwolnienia zakładników, po czym jego wojsko przystąpiło do szturmu, wykorzystując zakładników, przywiązanych do wież oblężniczych, w charakterze żywych tarcz. Gall wyraźnie sugeruje, że Henryk V już w chwili zaprzysięgania rozejmu liczył się z możliwością złamania przysięgi.

W pewnym sensie odwrotna sytuacja miała miejsce po wspomnianym wyżej oblężeniu Nakła przez Bolesława Krzywoustego, kiedy to wziął on jako zakładnika syna Świętopełka. Tym razem to strona, która wydała zakładnika (a więc Świętopełk) sprzeniewierzyła się układom, nie przybywając na umówiony zjazd z Bolesławem III, w dodatku – co Gall z naciskiem podkreśla – bez usprawiedliwienia. Takie postępowanie Krzywousty uznał za złamanie pokoju i najechał Pomorze.

Ale i Polacy bywali nie bez winy. Choć Gall jest dość oględny, można się domyślać, że i nasi przodkowie traktowali układy instrumentalnie. Tak było podczas wspomnianego oblężenia Nakła, kiedy to zawarto rozejm, aby obrońcy mogli przekonać się, czy nadejdzie odsiecz. Jak pisze Gall, Polacy zgodzili się na zawieszenie broni, ale „bynajmniej nie odłożono przygotowań oblężniczych”. Nie słychać przygany w relacji kronikarza, co świadczyłoby o tym, że albo było to postępowanie powszechne i oczywiste, albo Gall przykładał inną miarę do czynów Bolesława III – co w końcu byłoby zrozumiałe, skoro kronika miała służyć rozsławieniu dokonań tego właśnie księcia – a inną do czynów jego przeciwników.

Drastycznym przejawem złamania przez Polaków danego słowa było wymordowanie obrońców Wielenia i to po zagwarantowaniu im przez Bolesława Krzywoustego bezpieczeństwa. Wojsko polskie, rozsierdzone długotrwałym oporem, zignorowało wolę księcia. Gall pisze o tym z pewnym zażenowaniem, lecz zaraz dodaje, że Pomorzanie, jako przeniewiercy, zasługują na wytępienie.

Ciekawym zwyczajem, choć trudno powiedzieć, czy prawdziwym, jest przekaz o uderzeniu przez Bolesława Chrobrego mieczem w Złotą Bramę Kijowa, po zajęciu miasta. Problem w tym, że Złotą Bramę wzniesiono już po śmierci Chrobrego. Co więcej, Gall sam pisze, że otoczenie Chrobrego zdziwiło się, kiedy to uczynił. Mógł to być zatem oryginalny pomysł samego Bolesława.

Obrzucanie mięsem

Do prastarych, zwyczajowych zachowań wojennych – choć nie „skodyfikowanych” – należał niewątpliwie rytuał wymiany obelg i złośliwości przed bitwą. Najciekawszy przykład w dziele Galla dotyczy incydentu na tyle kuriozalnego, że jego rdzeń może być prawdziwy. Otóż, podczas spotkania wojska Bolesława Chrobrego z wojskiem nie wymienionego z imienia księcia ruskiego nad Bugiem (obie armie obozowały na przeciwległych brzegach rzeki) czeladź ruska zaczęła obrzucać wyzwiskami polskich pachołków i kucharzy, płuczących w wodzie mięso na posiłek.

Polacy – według Galla – nie rewanżowali się obelgami, lecz ciskali w kierunku Rusinów mięsne odpadki. Kiedy Rusini wzięli się do łuków, polska czeladź rzuciła się ku nim wpław i tak rozgorzała regularna walka. Niespodziewany zgiełk sprowadził nad brzeg odpoczywających wojów Chrobrego, którzy włączyli się do bitwy i odnieśli zwycięstwo nad Rusinami.

Bierz forsę i w nogi

Nie mniej prastary i równie powszechny był obyczaj rekompensowania sobie wojaczki rabunkiem. Można tu wskazać dwie możliwości: chęć rabunku jako przyczynę i jedyny cel najazdu oraz rabunek jako formę zwrotu kosztów wyprawy podjętej w innym celu.

Za mistrzów łupieskich wypraw Gall najwyraźniej uważał Czechów. Kilkakrotnie określa ich jako nawykłych do życia z łupów i grabieży. To o tyle ciekawe, że jako mnich powinien był raczej używać takich epitetów w odniesieniu do pogańskich Pomorzan (którzy nie mniej często „rozpuszczali zagony” po Polsce), a nie chrześcijańskich Czechów. Być może przejął tę niepochlebną o Czechach opinię od swych polskich informatorów, a ci wyrobili ją sobie pamiętając o najeździe księcia Brzetysława w roku 1038. Najazd ten można uznać za najstraszliwszą z łupieskich wypraw wspomnianych przez Galla.

Ale rabowali i chwytali jeńców nie tylko obcy; dotyczyło to także Polaków. Mniej co prawda niszczący, lecz nie mniej sławny najazd poprowadził Bolesław Chrobry, zdobywając i łupiąc Kijów. Uczynił to później także Bolesław II Szczodry.

Ich imiennik, Bolesław III, także nie gardził łupami. A choć Gall przytacza szereg przykładów, że Krzywousty z nich rezygnował, niemal zawsze miało to związek z przyjętą taktyką – chodziło o to, by nie tracić czasu na rabunki, a uderzyć szybko i niespodziewanie w cel główny. Mimo to można wskazać przypadki, że i Bolesław III, kiedy mógł sobie na to pozwolić, nie stronił od grabieży.

Wyprawy po łupy bywały ryzykowne. Krzywousty nie raz gromił wracających z łupami Pomorzan i Czechów. Polacy także padali ofiarą własnej chciwości. W roku 1091 Władysław Herman złupił Pomorze, lecz kiedy wracał Pomorzanie wydali mu bitwę, w której – choć Gall określa ją jako nierozstrzygniętą – poległo wielu Polaków. Podobnie zakończyła się łupieska wyprawa wojsk samego Krzywoustego (choć nie on nimi dowodził) na Morawy w 1103 r. Powracających Polaków zaskoczyli Morawianie i mocno poturbowali.

Przykładem „naturalnego instynktu łupieskiego” ówczesnych wojów jest niefortunna próba zdobycia Kołobrzegu przez Krzywoustego. Nagły atak szczupłymi, ale doborowymi siłami zaskoczył mieszkańców miasta, lecz spora część Polaków, zamiast ruszyć ku bramom miejskim, oddała się plądrowaniu podgrodzia. Ten przejaw niesubordynacji i chciwości uniemożliwił zdobycie potężnie umocnionego grodu.

Wypada jednak zaznaczyć, że nie brak historyków, którzy jak Andrzej Nadolski wyrażali opinię, iż „wojskowość polska w okresie powstania państwa dawno pozostawiła za sobą ten etap, w którym głównym celem wyprawy wojennej jest wyłącznie zagarnięcie łupu”. Być może to prawda, niemniej żaden chyba z wczesnych władców piastowskich nie był na tyle szlachetny (czytaj: nierozsądny), by rezygnować z okazji do powetowania sobie strat czy do podreperowania stanu skarbca. Wojna zawsze była przedsięwzięciem kosztownym.

Zwyczaj zobowiązuje

Zwyczaje wojenne, których ślad możemy znaleźć w dziele Galla, trudno uznać za wytwór lokalnej tradycji – najwyraźniej stanowią część zachodnioeuropejskiej sztuki wojennej. Niczym niezwykłym nie były także przypadki łamania umów, przysiąg i układów. Niektóre ze zwyczajowych norm prawa wojennego traktowano instrumentalnie. Była to po prostu zagrywka taktyczna. Widać to wyraźnie w przypadku zawierania rozejmu między oblegającymi a oblężonymi. Zazwyczaj obie strony wykorzystywały go na swój sposób: obrońcy grodu – na naprawę umocnień i odpoczynek, zaś atakujący – na ściągnięcie bądź zbudowanie machin oblężniczych. Gall przytacza takich przypadków kilka.

Na ogół jednak, zdaniem historyków, zwyczajowe prawo wojenne – tak w Polsce, jak i w innych krajach – było respektowane. Szanowano nietykalność parlamentarzystów, dotrzymywano warunków rozejmu i kapitulacji, troszczono się o rannych i poległych. Można zatem, jak uważa Andrzej Nadolski: „w całym szeregu epizodów dopatrywać się prób złagodzenia surowego oblicza wojny”.